– Pijesz już? I to tak beze mnie? – spojrzałam na dziewczynę, udając zawód. Chciałam się z nią troszkę poprzekomarzać.
– Mogłaś się nie spóźniać – odparła lekceważąco, nawet na mnie nie spoglądając. Ach, ta bezlitosna kobieta. Jednak już na wstępie dostrzegłam, że rozmowa ze mną zboczyła na drugi plan, a mulatka wyraźnie z niecierpliwością wyszukiwała kogoś w ogromnym tłumie.
Oparłam obydwie dłonie na blacie barku, a na nich ułożyłam podbródek. Intensywnie wpatrywałam się w twarz dziewczyny, doszukując się jakiejkolwiek zdradliwej wskazówki.
– Kogo tak ścigasz wzrokiem?
– A, wiesz, nikogo takiego – rzekła na jednym wdechu i automatycznie obróciła się w stronę barmana.
– Oj no, powiedz! – zrobiłam minę zbitego psa, ale widząc, że to także nie przynosiło żadnych rezultatów, próbowałam w zaparte. – Komu jak komu, ale mi nie powiesz?
– Jak mówię, że nikogo to nikogo – wywróciła oczami, a następnie zawołała barmana. – Mojito razy... – na moment przerwała, oczekując na moją odpowiedź, jednak ja kiwnęłam głową w oznace niechęci. – ...razy 1.
Mijały sekundy, minuty, a nawet godziny. Kim była już wyraźnie wstawiona, a ja jak takie niepełnoletnie dziecko piłam soczek pomarańczowy, obserwując ludzi nas otaczających. Nie ryzykowałam, nie chciałabym sobie nawet wyobrażać co mogłoby mnie czekać w domu, gdybym nie daj boże wróciła wstawiona niczym przyjaciółka.
– Słuchaj... – miałam zamiar zapytać ją o projekt, który organizowałyśmy w pracy, ale nieoczekiwanie przyuważyłam przebijającą się, znaną mi sylwetkę w gronie ludzi. Nagle, w pełni intuicyjnie, bez żadnych zbędnych słów i wyjaśnień, wstałam, i odeszłam od zielonookiej towarzyszki, obserwując osobnika by przypadkiem nie spuścić go z oczu. Przez chwilę słyszałam nawoływania Kim, które wręcz od razu zbagatelizowałam. Przedzierawszy się poprzez tłum, trafiłam pod scenę, na której występowała grupa młodych muzyków. Nie przyglądałam im się, ponieważ w tamtej chwili nie to mnie interesowało, jedynie mogłam pochwalić barwę mężczyzny, która zacięcie obijała się o moje uszy. Szłam wciąż i wciąż wzdłuż sceny, momentami gubiąc z zasięgu wzroku wysoką sylwetkę, aż w pewnej chwili zważyłam na przytulającą się, niebieskooką blondynkę do bruneta, którego twarz była poza moim zasięgiem. Podeszłam, szarpnęłam barczystego mężczyznę za ramię i już miałam się odezwać, lecz nagle mnie zatkało.
– P-przepraszam. Pomyliłam pana z kimś – tłumaczyłam, cofając się powoli w głąb tłumu, tam skąd przyszłam. Przez moment zdążyłam usłyszeć szmery dochodzące ze strony nierozłącznej pary, ale w porę zniknęłam z wcześniejszego miejsca pobytu. Zmieszana szłam z zamiarem ponownego dotrzymania przyjaciółce towarzystwa, lecz w porę zauważyłam, że była ona zajęta rozmową z czarnoskórym mężczyzną, który wyglądał na mniej więcej dwadzieścia pięć lat. Przylegająca, granatowa koszula slim podkreślała jego atuty (których to miał całkiem sporo), dodatkowo czarne spodnie urozmaicały jego umięśnione uda. Moim postanowieniem było nie zakłócanie ich spotkania, ale wyjście z klubu w dosyć dyskretny sposób.
Idąc słabo oświetloną drogą zastanawiałam się nad pomyłką zaistniałą na imprezie. Od czasu zdrady ze strony Lucasa byłam niespokojna, wręcz przewrażliwiona. Bałam się, iż byłby w stanie zrobić ponownie ten sam ruch. Moja psychika nie mogła się z tym pogodzić, a ja najzwyczajniej w świecie nie miałam do tego człowieka zaufania. Problem tkwił w tym, że bałam się zostać sama, byłam od niego zależna. Inaczej, pozostałam na jego utrzymaniu. Ja byłam świeżo po studiach, ledwo zaczęłam swoją pracę, tak więc moja pensja to, w jednym słowie, żart.
– Dobry wieczór – zaskoczona odwróciłam głowę w kierunku dochodzącego zza mnie głosu. W końcu nie każdy wita się z ludźmi o północy, to dosyć podejrzane.
– Dobry wieczór. Czy my się znamy się? – przyglądałam się lekko wystraszona wysokiemu mężczyźnie, który odziany był w spodnie moro, czarną bokserkę, a na to narzuconą miał jeszcze odpiętą, białą koszulę. Jego niechlujnie ułożone ciemnobrązowe włosy oświetlała niedaleko stojąca latarnia, zaś zielonkawe ślepia przyglądały mi się z nieukrywalnym zainteresowaniem.
– Nie sądzę. Znalazłem się tutaj z zamiarem odwiedzenia siostry, która niedawno wprowadziła się gdzieś do tej okolicy, ale przyleciałem tu nieoczekiwanie później niż zaplanowałem, ponieważ lot się opóźnił – tłumaczył niespokojnie, na co ja wsłuchiwałam się w jego słowa z naganną postawą, ponieważ byłam na tyle zmęczona, że jednym uchem słuchałam, a drugim tak zwanie wypuszczałam wypowiedziane poprzez niego słowa.
– Przepraszam pana bardzo, ale nie mam bladego pojęcia o żadnej nowej lokatorce – odpowiedziałam z zamiarem odejścia, lecz zanim zrobiłam krok w przód, poczułam zimny i jednocześnie silny dotyk na nadgarstku.
– Pana? Możesz mówić mi Kentin. Z tego co widzę to jesteśmy w podobnym wieku, więc nie należy mówić do siebie na P.
– Skoro nalegasz – przerwałam, głęboko wdychając powietrze. – Christine, w skrócie Chris.
– Posłuchaj. Jest zimno, ciemno, może kręcić się w okolicy wielu nieprzyjemnych typów. Może cię odprowadzę? Ja jakoś sobie poradzę z odnalezieniem siostry – zaproponował, czego nie byłam w zupełności pewna. Należałam do kategorii ludzi, którzy nie ufali innym zbyt pochopnie.
– Wiesz co... – przeciągałam, próbując obserwować każdy jego ruch. – ...nie wiem czy to dobry pomysł.
– Nalegam. Naprawdę nie mam złych intencji – podszedł z zamiarem złapania mnie za dłoń, lecz w dobrym momencie opamiętał się i zrobił dwa kroki w tył. – Dobrze. Widzę, że naprawdę się mnie boisz. W takim razie nie będę cię zmuszał – zaczął iść w przeciwnym kierunku, ale nagle zatrzymał się, odwracając głowę delikatnie w bok. – Mam nadzieję, że do zobaczenia w niedalekiej przyszłości – kiwnął ręką na pożegnanie i ruszył przed siebie.
Zdezorientowana nieoczekiwanym spotkaniem ruszyłam w kierunku bloku mieszkalnego. Wbiłam kod, z kolei otworzyłam wąskie drzwi i zaczęłam iść po schodach, kierując się na pierwsze piętro. Bezszelestnie otworzyłam czarne jak smoła drzwi i weszłam do niedużego mieszkania, starając się nie robić przy tym wielkiego zamętu.
– Nareszcie. Gdzie ty byłaś? – usłyszałam głos dochodzący z salonu. Idąc na palcach, stanęłam nieruchomo i odwróciłam się w stronę obserwatora.
– Z Kim – odpowiedziałam krótko, z zamiarem wejścia do jednego z pokoi.
– Stój.
– Kup sobie psa i mu rozkazuj, ale nie mi – wymamrotałam gniewnie, trzaskając drzwiami. Usiadłam na progu łóżka i niepewnie wsłuchiwałam się w bluźnierstwa dochodzące z pokoju obok. Nieoczekiwanie drzwi uchyliły się, a przede mną stanął nie kto inny jak Lucas.
– Chcesz mi wmówić, że Kim jest białasem i na dodatek facetem?! – krzyknął, podnosząc niebezpiecznie dłoń.
– No dalej. Uderz mnie. Wiesz co? Mam już tego dosyć. Jesteś, do cholery, niesprawiedliwy! To nie ja cię zdradziłam, tylko ty mnie! Chcesz znać całą historię? Proszę bardzo! Byłam z Kim w klubie. Na moment odeszłam i wróciłam z zamiarem dalszego potowarzyszenia jej, ale była zajęta rozmową z jakimś mężczyzną. Postanowiłam, że nie będę jej przeszkadzać, więc wyszłam. Idąc w stronę domu spotkałam oto tego "białasa", który chciał mnie odprowadzić! Jeszcze coś?! - wstałam, nie oczekując na jego odpowiedź, ba, nawet miałam ochotę napluć mu w twarz, jednak nie zrobiłam tego. Pomimo iż byłam niebywale wstrząśnięta, a moje emocje buzowały niczym tykająca bomba, nie mogłam go uderzyć albo zrobić czegoś innego niż tylko krzyk. Wciąż blokował mnie wieloletni strach. Otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam, po drodze w dłoń ujmując ciemne opakowanie sławnych malboro. Drżącą dłonią wyciągnęłam z pudełka papierosa i odpaliłam go, mocno się zaciągając.
– Nie wierzę ci – stanął za mną, o czym doskonale wiedziałam, lecz wolałam go zignorować. Tak było najbezpieczniej. – Słyszysz mnie, zdziro?! Nie wierzę ci! Puściłaś się! - to był moment, w którym nie wytrzymałam. Odwróciłam się, układając dłoń w pięść i uderzyłam go z całej siły w nos.
– Jedyną zdzirą w tym domu jesteś ty! Nie dam wmówić sobie czegoś, czego nie zrobiłam! – wyciągnęłam z szafy zieloną, dużych rozmiarów walizkę i zaczęłam hurtowo wrzucać do niej rzeczy leżące w szufladzie.
– Wywalaj na ulicę, szmato, tam gdzie twoje miejsce! – podkreślił, trzymając się za krwawiący nos.
– Poprawić ci?! – w odpowiedzi usłyszałam głuchą ciszę, a zamiast słów przyuważyłam gromiący zabójczo wzrok. – Tak więc zamknij się łaskawie! Dawno wyleciałbyś na bruk, gdyby było to moje mieszkanie, ale nie jest. Miałam zamiar poszukać jakiegoś małego, taniego lokum i wyprowadzić się od ciebie, ale z tobą z dnia na dzień jest coraz gorzej! – krzyknęłam z całych sił i zapięłam walizkę, z kolei opuszczając pomieszczenie, dodałam – życzę ci, abyś miał przejebane w życiu, tak, jak ja miałam przez te ostatnie dziesięć lat, kiedy cię poznałam.
***
Na sam koniec pierwszego rozdziału chciałabym podziękować Domi L za wygląd bloga. Bez jej pomocy byłby to szarobury blog bez żadnych interesujących elementów. Tak więc dziękuję Ci bardzo, ale to bardzo serdecznie :)
Teraz zwracam się do wszystkich czytelników.
Prosiłabym o wyrażenie opinii w komentarzach na temat tego opowiadania. Czy fabuła przykuwa uwagę? Wygląda na interesującą? Bądź przeciwnie. Co trzeba poprawić, a co zupełnie zmienić. Mile widziane szczere opinie ;)
Pozdrawiam wszystkich, bez wyjątku!
Teraz zwracam się do wszystkich czytelników.
Prosiłabym o wyrażenie opinii w komentarzach na temat tego opowiadania. Czy fabuła przykuwa uwagę? Wygląda na interesującą? Bądź przeciwnie. Co trzeba poprawić, a co zupełnie zmienić. Mile widziane szczere opinie ;)
Pozdrawiam wszystkich, bez wyjątku!