MUSIC

poniedziałek, 4 lipca 2016

czarna rozkosz - episode III

Znalazłam się w nietypowym mieście. Było opustoszałe, pozbawione życia oraz wymarłe. Szłam wzdłuż szerokiej, posępnej alei, a wśród niej otaczały mnie dostojne budynki, które rzucały obumarłe, nienaturalne cienie, potęgujące nastrój grozy i tajemniczości. Złowróżbny labirynt dróg zdawał się nie mieć końca. Ostatecznie, jak się okazało, dotarłam do ogromnego placu, wokół którego ciągnęły się rzędy arkad. Na środku przestronnego pola wznosił się pozazmysłowy posąg przedstawiający fantastyczną postać, zaś ku niedowierzaniu, we frontach budowli tkwiły zegary, stale wskazując północ. Głucha cisza sprawiała, iż wyraźnie słyszałam przyśpieszone bicie własnego serca. Wtem, zegary oszalały, wskazówki kręciły się w niewłaściwym kierunku, ziemia zadrżała, a ja byłam w stanie usłyszeć przeraźliwy hałas. Z jednej ze szpar między budynkami wyszła zakapturzona postać, i wtedy wnet zamarłam. Chciałam się poruszyć, lecz nie mogłam. Moje ciało pozostało w bezruchu, będąc zwyczajnie sparaliżowanym ze strachu. Misterna postać podeszła do mnie, wzbijając w powietrze tumany dymu, w skutku czego ja zbyt szybko wciągnęłam powietrze i się nim zakrztusiłam. W odpowiedzi usłyszałam histeryczny śmiech. Nie mogąc się ruszyć, zaczęłam płakać, a ponadto w chwili gdy dym opadł, postać zniknęła mi sprzed załzawionego wzroku. Czułam się przytłoczona tą irracjonalną sytuacją, przez co zaczęłam nerwowo i głęboko oddychać. Po chwili znów zapanowała martwa cisza. Ja, taka nieświadoma niczego, stałam zaskoczona i oniemiała ze strachu na środku posępnego i nieznanego mi placu. Odnosiłam wrażenie, że jeszcze chwila a dostałabym pomieszania zmysłów. Kiedy raptem mogłam się znów poruszyć a wszystko wróciło rzekomo do normy, zbliżyłam się do miejsca, w którym stała zakapturzona postać. Miałam zamiar obadać to miejsce, jednak nie pozostało po tajemniczym obliczu żadnego śladu. Byłam w tamtym momencie szczerze zdezorientowana. Obróciłam swe ciało z zamiarem odejścia, lecz zauważyłam stojącą przede mną osobę, ponownie. Tą samą, którą widziałam pod tutejszym drzewem. To było za wiele dla ludzkiej psychiki, nic więc zaskakującego, iż me ciało oblał zimny pot, a ręce nieoczekiwanie zaczęły nerwowo drgać. Na twarzy osobnika zagościł nieproszony, złowieszczy uśmiech. Ostatnie co poczułam, to wbijające się ostrze prosto w tętnice szyjną. W promieniu kilku sekund, ostry ból przeszył całe moje ciało, a ja z bezsilności upadłam na kolana, powoli przymykając powieki.

Usłyszałam głośny huk, przez co zerwałam się do pozycji siedzącej i szybkim tempem kręcąc głową na boki, starałam się obadać sytuację. Spojrzałam na otaczające mnie przedmioty i odetchnęłam z ulgą. Byłam na kanapie, tam gdzie racjonalnie znajdywać się powinnam. Opadłam ciężko na poduszki, głośno wypuszczając powietrze z nadymanych ze stresu policzków. Leżałam tak dobre parę minut, aż do pomieszczenia wbiegła wraz z piętrzącą się wrogością Lou.

– Do licha! Co ty tu jeszcze robisz?! – wykrzyczała zezłoszczona i gwałtownie zamknęła za sobą drzwi. Zdążyłam tylko przyuważyć przebłysk wysokiej postaci, tak więc domyśliłam się, iż był to mężczyzna. 
– Kogo tam zostawiłaś?
– Nie powinno cię to interesować, wiesz? – skwitowała. – Miało cię tu już wczoraj nie być. 
– A jednak jestem – przewróciłam oczami, okazując tym znudzenie dotyczącym jej kapryśnego zachowania.
– Nie no naprawdę, mogłabyś sobie w końcu stąd pójść? 
– Dlatego, że twój kochaś czeka za drzwiami? – zaśmiałam się ironicznie.
– Kochaś? Prędzej mój partner. Uważaj sobie z niektórymi komentarzami. 
– Mogę go poznać? – posłałam jej fałszywy uśmiech.
– Haha, no oczywiście, i co jeszcze? Może będziesz chciała go poderwać? 
– Jak będzie przystojny, to czemu by nie? – wyszczerzyłam się złośliwie.
– No tylko byś spróbowała, a wiedz, że na powyrywanych paru włoskach by się to nie skończyło – zacisnęła dłonie w pięści.
– Haha, dobra dobra, tylko żartuję. Zluzuj troszkę, a na dobre ci to wyjdzie – prychnęłam rozbawiona. – Jeśli tak bardzo chcesz to wyjdę stąd, nawet w podskokach, ale pod warunkiem, że mi go przedstawisz.
– Dobra – burknęła ledwo słyszalnie, powoli otwierając drzwi. Do pomieszczenia wszedł dosyć wysoki, jak można było wcześniej wywnioskować, młody mężczyzna. Jego ubiór był dosyć specyficzny, jakby wyciągnięty żywcem z epoki wiktoriańskiej. Niedbale ułożone białe, z czarnymi końcówkami włosy dodawały niebywałego oraz oryginalnego uroku. Jego dwukolorowe tęczówki analizowały mój wygląd, przystając na twarzy. Lewa tęczówka ubarwiona była w odcieniu morskim, zaś prawa w złocistym. 
– Lysander – przedstawił się. Odnosiłam wrażenie, że skądś kojarzyłam ten głos.
– Christine, Chris. Jak wygodniej – uśmiechnęłam się, podając mu dłoń. Ten ją ujął, całując jej zewnętrzną część. Cóż za kultura, byłam zaskoczona. Chcąc nie chcąc, zaczerwieniłam się. Zawsze tak reagowałam na tego typu gesty. Jednak gdy spojrzałam na całą czerwoną ze złości Lou, automatycznie cofnęłam dłoń. 
– Poznaliście się już? Chris może iść? – zapytała ucieszonym głosem. Ja zaś dotrzymując obietnicy sięgnęłam po walizkę i udałam się w stronę wyjścia.
– Miło było mi poznać – posłałam mu szczery uśmiech i wyszłam na niewielki przedpokój.
– Przepraszam, że się wtrącam... – stanął w progu, spoglądając na Lou. – ...ale dlaczego jesteś tutaj z walizką? Nie masz gdzie nocować? 

Przełknęłam głośno ślinę, czując na sobie palący wzrok dziewczyny.

– Chwilowo nie...
– Nie żebym był nachalny, ale może wyszlibyśmy dziś do baru z moimi znajomymi? Jestem przekonany, że któryś miałby wolne miejsce gdzieś u siebie w domu. Chociażby na kilka dni – zaproponował, na co poczułam, iż jeszcze istniały jakieś iskierki nadziei. To było miłe z jego strony. – Gdybym mógł, to bym cię wziął pod swój dach, ale nawet Lou nie może ze mną mieszkać. I tak nasz dom nie jest ogromnych rozmiarów, a dodatkowo jest dosyć zapełniony, ponieważ mieszkam razem z bratem i jego dziewczyną – dodał zmieszany, na co Lou szturchnęła go w ramię.
– Gdybym mógł?! – krzyknęła oburzona. 
– Nie przesadzaj, proszę.

Ta w odpowiedzi prychnęła i wróciła do salonu. No tak, czemu mnie to nie dziwiło?

– To jak? Zgadzasz się na taki plan? – dopytywał, skrycie się uśmiechając.
– Oczywiście, że tak. I... dziękuję, naprawdę.
– Nie masz za co dziękować, to zwykła propozycja – odwrócił się, uchylając drzwi. Gestem ręki wskazał, że mam iść pierwsza.
– Moim zdaniem mam... – szepnęłam cichutko i skorzystałam z zachęty przejścia pierwszej.

Lysander usiadł tuż obok Lou, jednak ta wciąż była obrażona. Byłam pewna, że jeszcze trochę brakowało, a kazałaby mu pójść kupić czekoladki, a gdy ten by wrócił z całą siatką słodyczy, to miałaby pretensje, iż chciał aby się roztyła. No typowe dla kobiet.

– Ach, no kochanie... – mężczyzna usiadł obok ciemnowłosej, obejmując ją ramieniem. – Pozwolisz zostać Chris tutaj chociażby do wieczora, prawda? – pocałował ją w policzek i z kolei zmusił do spojrzenia w jego różnobarwne tęczówki, przytrzymując dłonią jej podbródek.
– A mam inne wyjście?
– Raczej nie – złożył na jej ustach krótki pocałunek, uśmiechając się w jego czasie. – Dziękuję za wyrozumiałość.
– Dobra, dobra – zaśmiała się.

Zaczęłam klaskać. To było urocze!

– A tobie co? – zapytała zdziwiona.
– Niby różne charaktery, a tak do siebie pasujecie – na mojej twarzy zagościł szczery, mimowolny uśmiech.
– Myślę, że masz w tej kwestii rację – potwierdził białowłosy, ponownie obejmując ramieniem Lou.
– Również się zgodzę – dodała, wtulając się w jego bark.

   Dosiadłam się do towarzystwa, spoczywając na przeciwko nich. Spędziliśmy tak dobre kilka godzin, bez dłuższych przerw rozmawiając.
– To do wieczora, tak? – zapytał Lysander, spoglądając ukradkiem na zegar, który wisiał na ścianie.
– No ej, nie mów, że musisz już iść – dziewczyna zrobiła smutne oczka, nie spuszczając z towarzysza wzroku.
– Muszę. Zobaczymy się za parę godzin – cmoknął ją w czoło i wyszedł z pomieszczenia, pozostawiając uchylone drzwi.
– Do zobaczenia.

I wyszedł, pozostawiając mnie sam na sam z brunetką.

– Masz niebywałego chłopaka – stwierdziałam niepewnie, przerywając kilkuminutową ciszę.
– Wiem to, wiem – uśmiechnęła się sama do siebie jakby rozmarzona – Ech, posłuchaj... ja przepraszam, że byłam taka oschła. Musiałam wyjść na naprawdę beznadziejną – zaśmiała się nerwowo.
– Ach, ja też nie jestem bez winy, sama nie byłam lepsza.
– Uwierz mi, nie kazałabym ci biegać po obcych ludziach, gdyby nie to, że dziś w nocy przyjeżdża do mnie siostra z zagranicy razem ze swoim mężem i dzieckiem, i nie będzie po prostu miejsca – mówiła, bawiąc się nerwowo biżuterią.
– Nie no, rozumiem to.
– Naprawdę przepraszam – było jej ewidentnie przykro.
– Wiesz czym możesz mi to wynagrodzić?
– Czym? – spytała niepewnie.
– Nie mam żadnej sukienki na dzisiejszy wieczór. Miałabyś coś może w szafie?
– Myślę, że powinnam coś mieć – podeszła do dużej, dębowej szafy, otwierając na całą możliwą szerokość jej drzwiczki. Zaczęła przebierać między półeczkami, wyrzucając niektóre ubrania za siebie. Po paru minutach analizowania odzieży, podeszła do mnie z kilkoma sukienkami. – Przymierz je – uśmiechnęła się, podając mi różnobarwną odzież.

Otworzyłam drzwi, oddzielające łazienkę od przedpokoju, a następnie zapaliłam światło i weszłam do środka. Sukienki ułożyłam na umywalce, zaś twarz przybliżyłam do podłużnego, ściennego lustra i zaczęłam się w nim przeglądać.
– Chris, długo jeszcze? – dopytywała, pukając kilkukrotnie w drzwi.
– C-chwila! Przymierzam pierwszą! – zawahałam się, natychmiastowo sięgając po jedną z sukienek. W moich dłoniach wylądowała zielonkawa, kilkuwarstwowa, zwiewna sukienka bez ramiączek, z przewiązaną w pasie, niedużą, szarą kokardką. Jej tył był dłuższy a przód krótszy. Nałożyłam ją na siebie, analizując swój wygląd. – Możesz wejść.

I Lou nie zastanawiając się długo chwyciła za klamkę, i weszła do pomieszczenia. Zaczęła się intensywnie zastanawiać.

– Ładnie ci w niej, ale raczej na taki wieczór się nie nadaje – machnęła lekceważąco ręką, wychodząc z łazienki. – Przymierz kolejną! – krzyknęła zza drzwi.
– Okej!

Kolejny kawałek materiału prezentował się w odcieniu czerni oraz sięgał do połowy ud. Wokół szyi ciągnął się pasek, nie zakańczając tym kroju. Całe plecy były odkryte, zaś dekolt zasłonięty praktycznie że przeźroczystą siateczką, podobną do odcieni brązowych rajstop. Wąska siateczka odchodziła od wysokości żołądka do tchawicy. Trzeba było stwierdzić, iż osobiście sprawiła na mnie pozytywne wrażenie.

– Jak uważasz? – otworzyłam drzwi, obracając się powoli dookoła aby zaprezentować suknię z jak najlepszej strony.
– Zostajesz w niej! – krzyknęła uradowana. – I możesz ją sobie wziąć!
– Że co?
– Ładniej ci w niej niż mnie. Bardziej pasuje do twojej urody – wzruszyła ramionami. – Bynajmniej jakoś ci wynagrodzę to moje natarczywe dogryzanie.
– Ale chwila, nie przesadzajmy. Zapewne była droga.
– Nie o cenie teraz rozmawiamy – uśmiechnęła się, wchodząc do łazienki. – Pozostały trzy godziny do wyjścia. Musimy się zrobić na bóstwo, czyż nie? – rozbawiona sięgnęła po jedną z sukienek i zamknęła drzwi. Oparłam się o ścianę, cierpliwie czekając aż kobieta wyjdzie z pomieszczenia. Po kilkunastu minutach drzwi się uchyliły, a zza nich wyszła Lou odziana w perłową sukienkę mini, z dużym dekoltem i z wycięciami po bokach, w talii. Na środku widniała złota, błyszcząca klamra. Nie powiem. Ładnie w niej wyglądała.
– No, no – zaczęłam podgwizdywać.
– Ach, nie przesadzaj  – obróciła oczami, zdejmując z umywalki resztę sukienek. – Czyli teraz zabierzemy się za makijaż – oznajmiła cała wręcz rozpromieniona.
– Tylko że wiesz... – zawahałam się lekko. – ...ja nie przepadam za zbyt wyrazistym makijażem...
– Ale spokojnie, ja wiem co robię – zmarszczyła śmiesznie nosek, sięgając po kosmetyczkę.

Siedziałam praktycznie nieruchomo przez niecałą godzinę. Kiedy Lou skończyła swoje dzieło, czym prędzej sięgnęłam po najbliższe lusterko. Na pierwszy rzut oka byłam w stanie zauważyć gęste, ciemne rzęsy i lekko różową, matową szminkę. Byłam pod niemałym wrażeniem widząc ogólny efekt.

– Powinnaś iść na jakieś studia kosmetyczne. Nadajesz się do tego – mówiłam, przeglądając się uważnie w lusterku.
– Ale ja już siedzę w tej branży od jakiegoś czasu – zaśmiała się.
– Serio? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Serio – potwierdziła, tłumiąc śmiech. – Teraz ja zajmę się swoją twarzą, a potem zwrócimy uwagę na włosy – uśmiechnęła się i zabrała za własny makijaż.

W owym czasie podeszłam do swojej walizki i wyjęłam z niej czarne, lakierowane obcasy na platformie. Nie zwlekając, założyłam je na stopy i udałam się do łazienki. Podeszłam do podłużnego lustra i zaczęłam się w nim przeglądać. A to stanęłam bokiem, zwracając uwagę na każdy możliwy element, a to zgarbiłam się, przyglądając się sobie z bliska. Nawet nie zauważyłam stojącej w progu Lou, po prostu wszystko świetnie ze sobą współgrało.

– Nieźle wyglądasz, co?
– A no, niezłą robotę odwaliłaś – pochwaliłam. – Ale ty też wyglądasz niczego sobie – uśmiechnęłam się złośliwe, przyglądając się dziewczynie. Na własne oblicze nałożyła podobny zestaw do mojego, jednak dodatkowo poprawiła powieki eyelinerem i usta krwistoczerwoną szminką. Wyglądała naprawdę niesamowicie. Założyć bym się mogła, iż Lysander oniemieje wieczorem z wrażenia.
– Czyli teraz włosy? – przytaknęłam w odpowiedzi. – Zajmę się tym raz, dwa.

Posadziła mnie na niewysokim taborecie, w ręce ujmując prostownicę. Pierw wyszczotkowała moje włosy, czekając aż sprzęt się nagrzeje, a następnie złapała za gadżet i zaczęła bawić się moimi włosami, w sposób czego na mojej głowie wylądowały idealnie zrobione fale. Zaskoczona szybkim zakończeniem pracy podbiegłam do lustra. Przez kilka minut bawiłam się czupryną, a następnie wróciłam do dziewczyny, robiąc podobne fale z jej prostych, czarnych włosów.

Kiedy posprzątałyśmy cały dotychczasowy bałagan, to rzuciłyśmy się niczym dzieciaki na sofę. Intuicyjnie spojrzałam na zegar, ukazujący godzinę dziewiętnastą czterdzieści pięć. Czułam jak krew spływała mi do głowy.

– Niedługo powinni przyjść – dodała, próbując mnie uspokoić.
– Powinni? – zapytałam speszona. – Dlaczego liczba mnoga?
– No tak. Lyś prawdopodobnie przyjdzie z kolegą – zaśmiała się. – Też należy do naszego grona znajomych.
– Czekaj, a o której dokładnie to mieli przyjść?
– No niby mieli przed dwudziestą – zaniepokoiła się.

Już wyciągała telefon, gdy wtórnie rozległ się dosyć słyszalny odgłos dzwonka. 

12 komentarzy:

  1. Genialny rozdział *-*
    I domyślam się, że kolega Lysia, to Kastiel ^^
    Shiro: No to chyba oczywiste...
    No sumie racja...
    Shiro: Nie wieżę *spogląda na mnie szczęśliwy* Przyznała mi rację!
    ...
    Wiesz jak nagle zmieniło się moje nastawienie do Lou, najpierw jej nie lubiłam, a teraz nawet może być :D
    Shiro: Widzisz jak chłopak zmienia nastawienie swej laski *przytakuje zadowolony, zaś ja spoglądam na niego jak na wariata* Ciekawe jak ciebie chłopak zmieni...
    Zabiję cię! *próbuje uciec, ale łapię go za bluzkę*
    Wybacz Paulina, ale muszę kogoś zabić, więc...
    Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^
    Shiro: Ratuj... T^T *szepcze błagalnie*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^ Czy to Kastiel? Czas pokaże x3
      Ta Lou specjalnie była postawiona w takim świetle :3
      Shiro.. Nagrabiłeś sobie. Niestety nie mogę Ci pomóc, bo sama oberwe xD
      Teraz pozostaje tylko czekać na opublikowanie Twojego rozdziału ^-^
      Również pozdrawiam i życzę miłego dnia :D

      Usuń
  2. Ok, troszku mnie zaskoczyłaś xD Rozdział był duuuuuugiii... Co w sumie było dobre ^^ Ok, ja nie przedłużam i czekam na kolejną część 'w'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiłam, że będzie długi (jak na mnie) :D
      Pozdrawiam! ^^

      Usuń
  3. świetne ♥ Moje pierwsze wrażenie na Lou no nie powiem, pozytywne nie było ;x.
    Ohohohohohoho
    Wyczuwam Kastiela w następnym rozdziale ;3 xD Opko ciekawie się zapowiada i jak już mówiłam w poprzednim rozdziale, zostaję na długo.
    *łyk zielonej herbatki*
    Tak więc pozdrawiam, podsyłam duzio, duzio weny i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak raczej na każdym pozytywne nie było :D
      Kastiel.. może będzie, może nie. Czas jak już pisałam wyżej pokaże ^^
      Dziękuję za duzio weny i również pozdrawiam ~!

      Usuń
  4. Witam i ja! Oczywiście z komentarzem :)
    Rozdział naprawdę cudo, bardzo mi się spodobał. Chyba nie mogło być inaczej. Lou mnie do siebie przekonała, a tak bardzo jej nie lubiłam. Cieszy mnie, że jednak okazała się miła. A jeszcze lepiej, że jest dziewczyną Lysia ^^. I co, w tej paczce będzie Kastiel, tak? No cóż, poczekam grzecznie na następny rozdział. Tak więc dużo weny i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy Kastiel? Pożyjemy zobaczymy :D Jednak jak na razie nie mam zamiaru więcej zdradzać ^^
      Również pozdrawiam i życzę miłego dnia~! :3

      Usuń
  5. Ojejku! JA JUŻ CHCĘ NEXT! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak dobrze? Jeśli w ogóle dobrze? :P
      Cieszę się, że czekasz na kolejny rozdział :D
      Pozdrawiam i życze miłego dzionka~!

      Usuń
  6. Jestem :D! Na początku miałam zabić Lou, potem puścić pawia na te jakże słodycz miłości między lysiem a nią. No cóż na koniec miło się zaskoczyłam ^^" Czyżby nasz Kassi zadzwonił do tych drzwi ;]?

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha nie Ty jedyna miałaś ochote puścić pawia :D
      Kto wie? Może Kastiel, może nie? :3
      Również pozdrawiam ^^

      Usuń

Szablon wykonała Domi L